O egzaminach wstępnych na studia, finansowaniu uczelni, przygotowaniu jej na zmiany i maturzystach opowiada Rektor WSIiZ, prof. Tadeusz Pomianek.

Czy egzaminy wstępne na studia to dobry pomysł?

Powrót egzaminów wstępnych jest niewątpliwie złym pomysłem. Dużo lepszym jest poprawa jakości matury. Między innymi ograniczenia testów i pytań na wiedzę encyklopedyczną, na rzecz konieczności wykazania się umiejętnością logicznego, abstrakcyjnego myślenia. Powrót matematyki powinien dobrze służyć temu celowi. Niezależnie od etapu, na którym młodzi ludzie będą przechodzić weryfikację, kluczem do oceny powinny być posiadane predyspozycje i umiejętność myślenia. Kto to oceni, to rzecz wtórna.

Czy wyniki matur są w stanie stwierdzić przydatność kogoś na studia, np. w zakresie informatyki lub zarządzania?

Nawet jeśli wypracujemy lepsze jakościowo matury, to i tak nie uzyskamy pełnej odpowiedzi na przydatność danego kandydata do studiowania określonego kierunku. Jeśli mówimy np. o informatyce, to można domniemywać, że jeśli matura będzie zmuszała przyszłego studenta do wykazania się logicznym myśleniem i kandydat uzyska dobry wynik z matematyki, to uzyskane w ten sposób informacje powinny wystarczyć do zakwalifikowania go na studia.

Jakie mogłyby być jeszcze dodatkowe kryteria przyjęć na studia wyższe?

Istnieją kierunki studiów, gdzie dodatkowe predyspozycje są niezbędne. W takich przypadkach przedstawiciele uczelni wyższych słusznie zwracają uwagę, że kandydaci winni być dodatkowo weryfikowani. Mam tu na myśli kierunki takie jak np. lingwistyka, wychowanie fizyczne i inne, gdzie oprócz przyzwoitego poziomu intelektualnego konieczne są dodatkowe predyspozycje. Zatem weryfikacja kierunkowych zdolności jest potrzebna i przyniosłaby korzyść zarówno uczelniom, jak i samym kandydatom.

De facto postuluje Pan zaostrzenie kryteriów naboru. Czy w obliczu nadchodzącego niżu i kryzysu finansowego nie boi się Pan?

Nie. Faktem jest powiększający się deficyt budżetowy. W omawianym kontekście istotne jest to o tyle, że to podstawowe źródło finansowania uczelni publicznych. Sytuacja kryzysowa stanowi zatem zagrożenie nie tylko dla sektora prywatnego. Paradoksalnie, dalsze pogłębianie się kryzysu uderzy głównie w uczelnie publiczne. Może więc dojdzie wreszcie do zmiany systemu finansowania szkolnictwa wyższego… Warto wiedzieć, że na całą edukację Polska przeznacza 5,9% PKB (podczas gdy UE – 5,5%) i te wydatki rosną u nas najszybciej. Mimo to, mamy niski poziom kształcenia, a absolwenci polskich uczelni są stosunkowo słabo przygotowani do pracy zawodowej. Pora na system, który uruchomi jakościową konkurencję. Wiadomo, co należy zrobić, ale politycznym ośrodkom decyzyjnym brakuje wyobraźni i odwagi.

Czyli sektor prywatnego szkolnictwa nie ma się czego obawiać?

To jest niewłaściwe podejście. Obawiać muszą się nieprzygotowani, a więc zarówno szkoły prywatne, jak i państwowe. Przyszłość uczelni zależy od tego, czy dana placówka potrafi zdywersyfikować źródła przychodów. Według mojej wiedzy oraz na podstawie danych GUS przychody pozadydaktyczne uczelni publicznych i niepublicznych na przestrzeni ostatnich kilku lat oscylują w przedziale kilka do kilkanaście procent. To zdecydowanie za mało. Dla porównania WSIiZ należy do grona nielicznych uczelni, w których przychody pozadydaktyczne stanowią niemal 40 %.

Pieniądze to pieniądze, co naprawdę znaczą „przychody pozadydaktyczne”.

Bardzo dużo. Im wyższy przychód z tytułu działalności pozadydaktycznej, tym większa odporność placówki – dzisiaj na kryzys, a w niedalekiej przyszłości, na niż demograficzny. Uczelnia uzyskuje znaczny procent przychodów z innych źródeł niż czesne, wykorzystuje środki unijne, realizuje projekty na rzecz przedsiębiorców, co powoduje, że czynnik w postaci niżu demograficznego zmniejszającego przychody z tytułu czesnego nie jest groźny dla jej sytuacji ekonomicznej.

To ogólniki, a konkrety?

Obecna sytuacja w sektorze szkolnictwa wyższego ma pozytywne skutki. Zmusza do działania, stałej mobilności i gotowości do reakcji na zapotrzebowanie zmieniającego się rynku. Największą korzyść odnoszą jednak studenci, a pośrednio, dzięki nim, gospodarka.

To znaczy?

Wysokie przychody pozadydaktyczne uczelni umożliwiają pokrywanie kosztów funkcjonowania placówki, dzięki czemu czesne może pozostać na stosunkowo niskim poziomie, bez szkody dla jakości edukacji. Dodatkowo, wysoki przychód pozadydaktyczny jest wyznacznikiem jakości kadry. Skoro uczelnia generuje duży przychód z tytułu działalności operacyjnej, to znaczy, ze kadra pracuje praktycznie na rzecz solidnych i efektywnych podmiotów gospodarczych. Zdobyte tam doświadczenie i wiedze przekazuje studentom.

Brzmi to pięknie, ale…

Nie ma ale. Chodzimy twardo po ziemi, co znaczy, że oferujemy naszym studentom towar, który jest potrzebny i użyteczny, czyli przekłada się na pożądane przez rynek wiedzę i umiejętności, a co za tym idzie – sukces zawodowy studentów, z którego, jak sądzę, skorzystają nie tylko oni sami.

Rozmawiał Andrzej Piątek