Niż demograficzny zaczyna uderzać w szkolnictwo wyższe. Każdy rok to coraz mniej maturzystów, a w konsekwencji coraz mniej kandydatów na studia. Jaka jest odpowiedź uczelni wobec tego nasilającego się problemu? Rozmawiamy o tym z doktorem Maciejem Ulitą, rzecznikiem prasowym WSIiZ.

– Niż demograficzny – po tym, jak dotknął szkolnictwo podstawowe, gimnazjalne i średnie – zaczyna się dawać we znaki także szkołom wyższym. Uczelnie, zwłaszcza niepubliczne, zaczynają prześcigać się w zachętach oferowanych kandydatom na studia: obniżają czesne, ograniczają lub rezygnują z wpisowego, a nawet chcą obdarowywać studentów laptopami na czas nauki. Co pan sądzi o takich wabikach?

– Niektóre z tych zachęt są pozorne. Komputer dla obecnie studiujących to podstawowe narzędzie pracy. Większość już nim dysponuje, a jeśli nie, to w nowoczesnej uczelni ma do takiego narzędzia ciągły dostęp. Zachęty finansowe, owszem, mają dla studiujących znaczenie, przy czym odnosi się to przede wszystkim do studentów dziennych, którzy w uczelniach publicznych czesnego nie płacili, w niepublicznych zaś generalnie tak. Mówię generalnie, gdyż także szkoły niepaństwowe, jak na przykład WSIiZ, starały się i starają zwalniać najlepszych studentów z czesnego, albo gwarantowały im i wciąż będą gwarantować stypendia naukowe, pozwalające minimalizować koszty studiowania, a w połączeniu ze stypendiami socjalnymi nawet te koszty zupełnie likwidować. Jeśli sięgnąć choćby do danych z minionego roku akademickiego, to z satysfakcją powiem, że blisko 4000 studentów otrzymywało stypendium. 1,5 tys. pobiera stypendia w wysokości 50-100 proc. czesnego, ok. 300 zaś stypendia w wysokości pełnego czesnego, a nawet dwu- i trzykrotnie wyższe. Kwestie finansowe nie powinny jednak przesłaniać studentom najważniejszego, a mianowicie możliwości uzyskania solidnego wykształcenia, wpisującego się w wymogi współczesnego rynku pracy.

– To jakie są wymogi tego rynku?

– Znakiem czasu jest pogłębiające się zróżnicowanie potrzeb pracodawców, jeśli chodzi o kwalifikacje poszukiwanych pracowników. Coraz częściej o przydatności pracownika nie decyduje wyłącznie jego wykształcenie kierunkowe, ale swoiste sprofilowanie, które wyraża się w specjalizacji uzyskanej w ramach studiów. Mało tego – sztywno zdefiniowana specjalizacja czy też specjalność w wielu przypadkach także przestaje już wystarczać.

– To znaczy?

– To znaczy, że proponowany przez uczelnię zestaw kilkunastu przedmiotów przewidzianych w ramach specjalności – a tak z reguły było do tej pory – okazuje się niejednokrotnie nieadekwatny do potrzeb pracodawców, ale i samych studentów, którzy przecież coraz uważniej analizują wymogi rynku pracy i chcieliby aktywniej wpływać na profil zdobywanego wykształcenia.

– Co może czy też mogłoby im to umożliwić?

– Np. ograniczenie przedmiotów specjalnościowych narzucanych przez uczelnię i umożliwienie wyboru pozostałych, realizowanych w ramach specjalizacji, z puli kilkunastu, których szkoła gotowa jest nauczać. A wszystko po to, aby student w dużym stopniu samodzielnie budował profil swojego wykształcenia, zgodnie z rolą zawodową, jaką chciałby w przyszłości pełnić lub w jakiej – jak sądzi – będzie mógł łatwiej odnaleźć się na rynku pracy. W przypadku studentów zaocznych związek tego rynku z tak kształtowanym wykształceniem jest jeszcze bardziej oczywisty i niemal natychmiastowy.

– Może pan to zilustrować konkretnym przykładem?

– Koszula najbliższa ciału. Sięgnę więc po jeden z przykładów z naszej oferty, który zresztą wydaje się na polskim rynku nowatorski. Np. na socjologii oferujemy kilka specjalności, m.in. organizację i zarządzanie czy zarządzanie kadrami i doradztwo personalne. W ramach każdej z nich studenci mają wyznaczone po dwa obligatoryjne przedmioty, stanowiące niejako fundamenty tych specjalności. Osiem innych jednak mogą sobie wybrać z puli dwunastu – w zależności od tego, które bardziej ich interesują czy też które – wg nich – lepiej odpowiadają potrzebom pracodawców.
Podobna oferta dotyczy ekonomii, europeistyki i informatyki. Może się różnić jedynie liczbą przedmiotów specjalnościowych obowiązkowych i do wyboru oraz, co zrozumiałe, tematyką tych przedmiotów.
Niewykluczone, że w przyszłości identyczny, bardziej elastyczny system kształcenia wprowadzimy także na innych kierunkach.