Fałszerstwo czy walka z konkurencją?

Coraz częściej słyszy się negatywne opinie wśród polskich konsumentów na temat tzw. podwójnych standardów jakości, stosowanych przez duże koncerny spożywcze, ale także przez producentów branży przemysłowej. Od kilku lat na Słowacji i Węgrzech, a obecnie coraz częściej w Polsce słychać opinie na temat gorszej jakości markowych produktów żywnościowych dostarczanych przez globalnie działające koncerny.

Wydaje się, że duże znaczenie w niwelowaniu podwójnych standardów, odnośnie sprzedawanej żywności, może mieć opinia publiczna i nacisk na nieuczciwe firmy. Przede wszystkim dotyczy to dużych koncernów o utwierdzonej marce, którym opinia publiczna mogłaby pogorszyć wizerunek. Taki problem dotyczy nie tylko produktów spożywczych, ale również chemii gospodarczej i kosmetyków.

Problem „podwójnej jakości żywności” nie jest nowy, a polega na oferowaniu konsumentom na wspólnym rynku produktów tej samej marki i w takim samym opakowaniu, różniących się jednocześnie pewnymi cechami. Postrzeganie tego problemu nie jest jednak jednoznacznie interpretowane. Zdaniem niektórych pracowników nauki czy publicystów w tej kwestii możemy bardziej mówić o zafałszowaniu, bowiem każdy konkretny produkt spożywczy (ale także przemysłowy) jest sprzedawany o określonym składzie, a gdy następnie zostaje zmieniony, a konsument nie został o tym fakcie poinformowany, jest to ewidentne fałszerstwo.

Zdaniem niektórych ekspertów różnice w produktach mogą się pojawiać, ale może to być związane z określonymi preferencjami konsumentów w danym kraju. Dla przykładu jeśli polski producent chce sprzedać kiełbasę w Hiszpanii, to musi zmienić jej skład, aby znalazła nabywcę. Wynika to z konieczności dopasowania produktów do lokalnych preferencji smakowych konsumentów, dostępności lokalnych surowców, ich okresowej zmienności biologicznej itp. W opinii innych ekspertów różnicowanie składu tego samego produktu w zależności od rynku docelowego to działanie legalne, które jednak w naturalny sposób może irytować konsumentów.

Preferencje konsumentów nie powinny jednak być wykorzystywane jako pretekst do obniżenia jakości określonych produktów na różnych rynkach. Jeśli dana firma sprzedaje produkt w całej UE, który ma zmieniony skład w różnych krajach, nie może go oznaczać i znakować w pozornie identyczny sposób, ponieważ wprowadza to konsumentów w błąd.

Można zatem postawić sobie pytanie, czy w walce z  podwójnymi standardami żywności w krajach Unii Europejskiej chodzi o fałszerstwo czy walkę z konkurencją?

Polska jest zainteresowana wyjaśnieniem problemu „podwójnej jakości żywności” w Unii Europejskiej, ale w oparciu o ujednoliconą metodykę badań porównawczych, tj. po opracowaniu obowiązującej metodyki przez Wspólne Centrum Badawcze Komisji Europejskiej. Pozytywnym aspektem jest fakt, że unijna komisarz ds. konsumenckich i sprawiedliwości Vera Jourova wyraziła opinię, że produkty spożywcze w UE powinny być testowane według wspólnej nowej metodologii. W bieżącym roku Parlament Europejski rozpoczyna debatę na ten temat i europosłowie krajów Europy Środkowo-Wschodniej mają nadzieję, że Komisja Europejska rozpocznie niezwłocznie działania w tym zakresie.

Dla polskich wytwórców jest to bardzo ważna kwestia, bowiem jesteśmy potężnym producentem żywności, którą eksportuje się do ponad 70 krajów, w tym pod znanymi markami. Produkty wytwarzane przez polskich producentów często są narażone na nieuczciwą konkurencję, wykorzystującą ich nazwy, wprowadzając konsumenta w błąd. W tym celu stworzone zostały różne systemy i programy zapobiegające fałszerstwom, które jak się okazuje są mało skuteczne. Może to stanowić element walki konkurencyjnej, wymierzonej w polskie produkty.

W Polsce Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów przeprowadził szereg badań, które potwierdziły, że część produktów spożywczych sprzedawanych pod znanymi markami, wyglądających na takie same w Polsce i w Niemczech różni się składem, na niekorzyść dla polskiego konsumenta. Przykładem może być czekolada z orzechami mająca na rynku polskim mniej orzechów niż np. na niemieckim, jak też napój herbaciany zawierający mniej ekstraktu z herbaty. Problem ten dotyczy także innych produktów zawierających tańsze zamienniki.

Prezes UOKiK Marek Niechciał przekazał informację, że wspólnie z Inspekcją Handlową dokonali testów porównawczych (w akredytowanych laboratoriach) artykułów spożywczych w Polsce i ich odpowiedników w Niemczech (łącznie sprawdzono 101 par produktów). Żywność, która miała etykiety: po polsku (co znaczy, że była produkowana na nasz rynek) i w obcej wersji językowej (co świadczy o tym, że miała trafić na rynki innych krajów Europy Zachodniej) w przypadku 12 par produktów stwierdzono istotne różnice w składzie, a tym samym w ich jakości.

Prowadzone badania porównawcze wskazują, że duża ilość produktów sprzedawanych na Słowacji, Węgrzech, w Polsce pod tą samą marką, co w Austrii oraz w Niemczech różni się składem, oczywiście na niekorzyść konsumentów z krajów Europy Środkowo-Wschodniej.

Wydawałoby się, że konsumenci z tych krajów zaakceptują towary, bo na nich jest logo znanej firmy, ale nie jest to prawda. Kupujący są coraz bardziej świadomi wpływu, zwłaszcza żywności, na ich bezpieczeństwo zdrowotne. W związku z tym np. dodawanie do produktów sprzedawanych w Polsce oleju palmowego (prawdopodobnie o działaniu rakotwórczym), a do tych samych produktów na zachodzie oleju słonecznikowego musi budzić sprzeciw konsumenta.

Nad tym, czy znany producent sprzedaje w Polsce, pod znaną marką, produkt gorszej kategorii, niż konsumentom za naszą zachodnią granicą, z pewnością nie musimy się zastanawiać, jeśli będziemy sięgać po produkty żywnościowe krajowych firm, które zdobywają także światowe rynki. Można jednak zauważyć, że dzięki swej renomie produkty polskie bywają coraz częściej podrabiane na zachodzie. Wydaje się więc, że presja na duże koncerny spożywcze to najskuteczniejszy sposób w walce z „podwójną jakością żywności”.

Podobnie rzecz się ma z niekontrolowanym importem żywności do Polski, np. z krajów spoza Unii Europejskiej, który miał ograniczać limit bezcłowego kontyngentu. Niestety unijni urzędnicy „zadbali” o lukę w przepisach, a kontyngent dotyczy tylko wymienionych i oznaczonych europejską normą wybranych części surowca. Jest to nieuczciwe budowanie konkurencji kosztem polskiego rolnictwa w zakresie określonej produkcji np. drobiu. Wiele rodzimych zakładów przetwórstwa spożywczego, w tym branży mięsnej, przerabia zatem obcy surowiec, a gotowy wyrób się „polonizuje”.  Ale to już temat na oddzielny artykuł.

Autor: prof. dr hab. inż. Jan Krupa